Jak dwie strony medalu, dobro i zło, Dola i niedola. Cały nasz świat zasadza się na tym prawie. Prawie przeciwności. Jak w greckim teatrze każdy protagonista ma swojego antagonistę. I wszystko idzie dobrze, kiedy siły są równe. Jeśli jednak jedna ze stron bierze górę, zaczynają się zmiany, a nawet rewolucje.
Na tej uniwersalnej zasadzie mieli działać Białobóg i Czrnobóg. Jednak nie wiadomo czy bóstwa o takich imionach istniały. Czy wymyślił je sobie pisarz? Pisarz, kronikarz i mnich. Wielebny Helmold. Dwunastowieczny, saski dziejopis, proboszcz dawnego Bozowa w niemieckim obecnie Szlezwiku-Holsztynie. Był autorem „Kroniki Słowian (łac. Chronica Slavorum)”. Dokumentu, nad którym prace rozpoczął dzięki swemu nauczycielowi biskupowi Geroldowi. Pisanie annałów rozpoczął w roku tysiąc sto sześćdziesiątym trzecim.
Niemiec mógł opacznie usłyszeć powtarzane słowa i stąd cały ambaras. Wywiódł Białoboga na zasadzie paraleli, wprost z Czarnoboga. Skoro był bóg rozdający złą dolę, musiały zapewne istnieć bóg nagradzający ludzi dobrym losem. Nazwa przyjęła się i utrwaliła z czasem.
Walka dobra ze złem była obecna od zawsze w różnych systemach wierzeń na całej ziemi. Mity o początkach, będące często rozbieżnymi względem siebie historiami, zawierały pierwiastek walki dobra ze złem. Antropomorfizacja wierzeń stawiała herosów w teatrze działań pod postaciami ludzkimi. Ci dwaj byli ponoć braćmi (częsty motyw – zmagania braterskie). Mając równe siły, żaden nie mógł zwyciężyć.
Nawet jeśli dualizm nie wykiełkował w umysłach prasłowian (domniemanie, lub raczej spekulacja niektórych badaczy – przyp. red.), mieli dość przykładów i inspiracji w innych kulturach i poradzili sobie wyśmienicie. Według XIX wiecznych naukowców idea dualizmu przywędrowała do Terra Slavorum z Iranu. I żeby nie wdawać się w filozoficzne dysputy nad sednem rozdwojenia u jego zarania; w słowiańskim dualizmie chodziło raczej o organizacje świata na dwóch biegunach. Świata czarno-białego, w którym łatwiej podejmować decyzje i się nie pogubić. Może to śmiała hipoteza, ale nasz chrześcijański światopogląd taki pokazuje nam obraz świata. Świata przez pryzmat religii. Wierzenia są czarno-białe, życie natomiast we wszystkich odcieniach szarości (przyp. red.).
Istnieje jeszcze jedna taktyka. Wiele wiemy o przejmowaniu wierzeń i zawłaszczaniu dat strategicznych świąt, przez chrześcijaństwo od „pogaństwa”. Kultury po spotkaniu, przez kilka stuleci egzystowały równolegle i być może zachodziły procesy odwrotne. Słowianie przejmowali z chrześcijaństwa, co im było potrzebne (nie byli przecież fanatykami), w efekcie na powrót do chrześcijaństwa mogły powrócić wzorce zmienione i w formie przystepnej.
Mit o Białobogu i Czarnobogu może być miksem kulturowym ewoluującym w myśl wcześniej przytoczonych zasad. Może nie warto go potępiać w czambuł, lecz podejść do niego ze zrozumieniem. No może, lekką rezerwą. Stanowi dość zgrabną kompozycję i nie gwałci zasad logiki historycznej, lingwistycznej i etnograficznej i szablonów, które to nauki wypracował przez wieki.